środa, 31 lipca 2013
Lovely - Gloss Like Gel 90
Chciałam Wam dziś pokazać mój wyjątkowo udany makijaż ( wyjątkowo w sensie - zwykle jest mniej lub w ogóle nie udany :), ale aparat zeżarł kolory w jakichś 50 %, więc byłoby bez sensu pokazywanie zdjęć, gdzie ledwo co widać że mam coś na powiece.
Pokażę natomiast mój ostatni lakierowy zachwyt - lakier Lovely z nowej serii Gloss like gel w pięknym ciemno-turkusowym kolorze.
Zdjęcia oczywiście nie oddają rzeczywistej głębi koloru, jest bardziej nasycony, piękny - uwielbiam takie odcienie lakierów z każdym wykończeniem. Właśnie takich turkusowo-morskich, ciemnych kolorów mam w lakierowej kolekcji najwięcej ( na obecną chwilę :).
Gloss like gel nr 90 ma kremowe wykończenie, pięknie kryje już po 1 warstwie i kosztuje nie całe 6 zł za 8 ml, dostępny w każdym Rossmannie. Trwałość jest też fajna, wytrzymał u mnie 2 dni bez starcia końcówek i utraty blasku ( nie używałam top coatu). Jedyne zastrzeżenia mam do zakrętki - jest dość gruba, niektórym może to utrudniać malowanie, bo trzeba zwracać uwagę, by nie wyślizgnęła się z dłoni.
Warto wypróbować lakiery z tej serii, ja na pewno kupię jeszcze kilka kolorów. Mam już blado żółty, jeszcze go nie używałam, bo wydaje mi się że nie jest odpowiednio jasny - szukałam żółci baaaardzo mocno rozbielonej i dotąd nie znalazłam idealnego koloru. Może coś mi polecicie ?
sobota, 27 lipca 2013
Wibo - Express Growth 480
Ten piękny brzoskwiniowo-różowy lakier ze złotym shimmerem, kupiony z myślą o wakacjach, to mój ulubiony Wibo ! Jest piękny, bardzo ładnie wygląda na dłoniach, bladych i opalonych ( sprawdzone przez koleżankę o ciemniejszej karnacji ).
Kolor na zdjęciach jest bledszy niż w rzeczywistości, niestety mój aparat zeżarł też część złotej poświaty.
Lakiery Wibo do najtrwalszych nie należą, ale jak za nie całe 6złotych - są fajne. Duży wybór kolorów, pojemność, którą da się zużyć - 8ml i dobra dostępność - każdy Rossmann, czego chcieć więcej ? Na moich paznokciach wytrzymują 2, góra 3 dni, co nie jest złym wynikiem, zresztą i tak nie noszę dłużej jednego koloru, bo mi się nudzi.
Jak większość pastelowych różo-brzoskwiń, lakier z numerkiem 480 kojarzy mi się z truskawkowym sorbetem :) Niestety zmywał się ciężko, złoty shimmer jest mocno widoczny dzięki dużym drobinom, które nie chcą się tak łatwo usunąć.
To zdjęcie najwierniej oddaje rzeczywisty wgląd lakieru.
środa, 24 lipca 2013
Opi Mariah Carey Collection - The Impossible
Niedawno udało mi się upolować na Allegro kolekcję piaskowych mini lakierów Opi w okazyjnej cenie. Wiem, że jest już mnóstwo swatchy tych lakierów na blogach, ale to moje pierwsze lakiery piaskowe, bardzo mi się podobają i tu zagoszczą :)
Dziś pierwszy z kolekcji - The Impossible.
The Impossible ma piękny kolor truskawkowej czerwieni. W drobnym brokacie są zanurzone większe hexogramowe drobiny, przez co lakier jeszcze bardziej przypomina mi truskawkowy shake albo sorbet :)
Właśnie z powodu tych większych brokatowych drobin nałożyłam lakier na bazę peel-off, nie chciałam mieć problemów ze zmywaniem, ale następny kolor z kolekcji Mariah Carey spróbuje nałożyć tradycyjnie na odżywkę i zobaczę jak zmywacz radzi sobie z piaskowcami.
Lakier "zdjęłam" po 2 dniach, przez ten czas delikatnie ścierał się na końcówkach, więc jak na brokat - nie jest zbyt trwały. Ale daje piękny efekt na paznokciach, więc wybaczam mu wszystko :)
niedziela, 21 lipca 2013
Ziaja Med - Matujący krem do twarzy SPF 50+
Kremu SPF 50+ używam już od około miesiąca, wsmarowałam w buzię prawie pół tubki, więc czas coś o nim napisać zanim lato się się skończy :)
Matujący krem do twarzy SPF 50+ wg obietnic producenta :
- zapewnia bardzo wysoką ochronę przed promieniowaniem UVA i UVB,
- zapobiega podrażnieniom słonecznym,
- chroni naskórkowe zmiany barwnikowe – znamiona i pieprzyki,
- zabezpiecza skórę przed powstawaniem przebarwień,
- neutralizuje wolne rodniki odpowiedzialne za fotostarzenie,
- skutecznie absorbuje nadmiar sebum,
- pozostawia na skórze niewidoczną warstwę matującą.
Z pierwszymi trzema punktami muszę się zgodzić, czy krem zabezpiecza skórę przed przebarwieniami - to się okaże, dotąd i tak nie miałam do nich skłonności.
Niestety kremu w żaden sposób nie można nazwać matującym, bardziej nawilżającym, lub nawet natłuszczającym, ale nie mam mu tego za złe.
Krem ma dosyć gęstą konsystencję, ale jak widać na powyższym zdjęciu nie bieli skóry i szybko się wchłania. Nie klei się, ale zostawia na skórze delikatną tłustawa powłoczkę. Jak już wspominałam, nie matuje, byłabym nawet zdziwiona gdyby to robił, bo nie tego oczekuje od kremu z filtrem. Jedyny matujący filtr do twarzy jaki miałam to Vichy Capital Soleil, który matował twarz może na 2-3 godziny i każdy podkład się na nim wałkował. Na filtr Ziaji Med spokojnie można nałożyć fluid, nic się nie rozwarstwia. Ja używam Smooth Effect Max Factora i pudru matującego Essence, co pozwala mi uzyskać delikatny, nie płaski mat przez wiele godzin - i to mi odpowiada. Nie zauważyłam też większej ilości "niespodzianek" ani zapchania porów mojej tłustej cery.
Co do docelowego działania - w miejscach stosowania kremu, czyli twarz, szyja i dekolt, skóra jest jedynie delikatnie ozłocona, mimo że często w ciągu dnia jestem na dworze. Jestem blada i mam dużo pieprzyków, zawsze opalałam się z trudnością, czyli na czerwono i stosowałam za niski filtr lub w ogóle o tym zapominałam. W tym roku chciałam sobie tego zaoszczędzić i codziennie stosuję krem SPF 50+ Ziaji.
Mam ochotę spróbować tonującej wersji kremu, byłby świetny na dni, gdy jest zbyt gorąco albo po prostu nie chce mi się nakładać podkładu.
Krem kupiłam za 15,80 zł w aptece, w zestawie z antybakteryjnym żelem do mycia twarzy, z którego również jestem bardzo zadowolona. 15 zł za 2 fajne kosmetyki apteczne - przyznajcie sami, że to świetny deal :) Mam nadzieję, że Ziaja się postara również o filtry do stosowania na całe ciało, na pewno jeśli takowe się pojawią - wypróbuję. Bardzo lubię kosmetyki z tej firmy, linię Med upodobałam sobie w szczególności ( Lano-krem i lano-balsam to moje KWC ) i od dawna marzę, by Ziaja zaczęła produkować podkłady - z pewnością byłyby świetne i tanie :)
piątek, 19 lipca 2013
Q by Colour Alike - 118 Diskorelaks
Diskorelaks, kupiony ponad rok temu, był moim pierwszym lakierem holograficznym i zapoczątkował moją miłość ( tak, wiem jak to brzmi :) do takiego wykończenia lakieru. Mam do niego sentyment, chociaż efekt hologramu jest tu o wiele słabszy niż np. w kolekcji Halo Hues Color Clubu, którą niebawem pokażę.
Holograficzny pył jest zatopiony w szaro-fioletowej bazie, co na paznokciach wygląda naprawdę ciekawie i ilekroć noszę manicure wykonany tym lakierem ktoś pyta mnie czym mam pomalowane paznokcie.
Efekt tęczy jest oczywiście bardziej widoczny w sztucznym oświetleniu i w słońcu, ale i tak mój aparat bardzo dobrze go wychwycił. W świetle dziennym Diskorelaks tez wygląda fajnie, kolor jest niejednoznaczny i ciekawy, odpowiedni na każdą porę roku.
Z tego co wiem, odcienia Diskorelaks ( swoją drogą - nazwa bardzo adekwatna do efektu ) Colour Alike już nie ma w swojej ofercie, a szkoda. W ogóle na polskim rynku jest bardzo mało lakierów holograficznych, a te które są - mają bardzo słaby efekt holo w porównaniu chociażby z Color Club, Layla czy Dance Legend. Mam nadzieję, że to się niedługo zmieni, bo "holosie" to moja mała lakierowa obsesja, a sprowadzanie ich z zagranicy to czasami zbyt drogi interes.
środa, 17 lipca 2013
Olej rycynowy - lek na (prawie) całe zło
Olejek rycynowy "odkryłam" prawie rok temu, dzięki blogosferze oczywiście :)
Butelka olejku 100 g, jak ta na zdjęciu, starcza mi na około pół roku używania na różne sposoby i kosztuje ok. 10 zł. Olej możemy dostać w aptece, docelowo sprzedawany jest jako lek na zaparcia, jednak ma o wiele więcej cudownych właściwości.
1. Włosy i skóra głowy - rycyna może pobudzać włosy do wzrostu, tego jednak nie sprawdziłam na sobie, olej jest tak gęsty, że mimo podgrzania nie jestem w stanie nałożyć go na skórę głowy tak często by stwierdzić czy ma wpływ na moje cebulki włosowe, bo jest "tępy" i strasznie klei się do włosów, przez co po prostu je wyrywałam. Czasami odrobinę oleju rycynowego dodaję do Vatiki lub Sesy, tylko taką mieszankę jestem w stanie bezproblemowo nałożyć na skalp. Za to na końcówki włosów nakładam go tak często jak się da ( nie wmasowuję, tylko dłońmi z roztartym olejem ugniatam końcówki), dobrze je odżywia i nawilża. Zauważyłam, że mniej się rozdwajają. Fajnie tez sprawdza się dodanie odrobiny olejku rycynowego do maski do włosów, taka mieszankę warto zostawić na głowie chociaż 20 min, włosy są po niej jakby grubsze i bardziej sypkie.
2. Brwi i rzęsy - przez jakiś czas (kilka miesięcy) nakładałam olej rycynowy na rzęsy - niestety nie urosło ich więcej, ale wzmocniły się i przyciemniły. Nie lubiłam jednak nieprzyjemnego uczucia, gdy olejek czasami dostał się do oka, więc przestałam go stosować na rzęsy. Nadal od czasu do czasu aplikuje go na brwi, tu akurat nie zależy mi na wzmocnieniu porostu, a na przyciemnieniu, więc rycyna sprawdza się idealnie. I nie spływa do oka :)
3. Paznokcie i dłonie - olej rycynowy do pielęgnacji paznokci i skórek to mój hit ! Codziennie na noc wsmarowuję odrobinę w całe dłonie, potem dokładam więcej na paznokcie i skórki i często nakładam na to bawełniane rękawiczki. Paznokcie są mocniejsze, dzięki masażowi olejkiem szybciej rosną, a skórki... po żadnym mazidle nie były tak zadbane. Przestały się przesuszać i zadzierać i chyba właśnie za to lubię olej rycynowy najbardziej. Zadziory na skórkach były moją zmorą, wyglądały fatalnie, szczególnie przy pomalowanych paznokciach (czyli u mnie non stop). Teraz ten problem został prawie całkowicie wyeliminowany. Poza tym olej łagodzi różne podrażnienia i otarcia na dłoniach, które mam często, bo nie jestem niestety wzorem zręczności :)
4. Ciało - na całe ciało raczej go się nie da stosować, ze względu na tępą konsystencję, chyba że jako dodatek do mało treściwego balsamu. U mnie świetnie sprawdza się do nawilżania wiecznie przesuszonych kolan i łokci, ale tylko stosowany na noc - długo się wchłania.
5. Stopy - tutaj, tak jak na dłoniach, olejek rycynowy potrafi zdziałać prawie cuda :) Mam suche stopy, szczególnie pięty, więc często po domowym spa, czyli po wymoczeniu w gorącej wodzie z solą :), wsmarowuję w stopy większą ilość oleju rycynowego, na zmianę z masłem shea i maścią nagietkową. Nakładam skarpetki i idę spać, a rano budzę się z mięciutkimi, gładkimi stópkami.
Znacie jeszcze jakieś inne ciekawe zastosowanie olejku rycynowego w pielęgnacji urody ?
poniedziałek, 15 lipca 2013
Essie - A Crewed Interest
A Crewed Interest to jeden z moich ulubionych pastelowych lakierów. Mam go już ponad rok i chętnie używam. Idealnie pasuje do mojego koloru skóry ze względu na swój ciepły odcień, prezentuje się u mnie o wiele lepiej niż np. chłodny różowy French Affair. Jest to jeden z niewielu lakierów, który kupię ponownie, jeśli jeszcze będzie w sprzedaży w momencie gdy mi się skończy.
A Crewed Interest to mocno rozbielona morela, ciepły kolor wyglądający przepięknie zarówno na bladej, jak i opalonej skórze. Jest jednocześnie słodko-dziewczęcy i elegancki. Niestety mój aparat nie chciał pokazać prawdziwego koloru lakieru i zeżarł część jego piękna :(
Mam starszą wersję Essie - 15 ml z wąskim pędzelkiem ( nie wiem niestety czy ten odcień jest dostępny w nowej odsłonie z grubszym pędzelkiem ). Nakładam zwykle 3 warstwy, bo pastelowe essiaki zawsze smużą na moich paznokciach. Trwałość standardowa - kilka dni.
Lakier jest naprawdę godny uwagi, polecam, jeśli lubicie takie mocno rozbielone, "koktajlowe" kolory na paznokciach.
P.S. Bardzo podobny kolor ma mini lakier Max Factora o nazwie Pretty in pink, ale jakościowo jest niestety dużo gorszy.
piątek, 12 lipca 2013
My Secret - pachnące Kiwi
O zakupie tego lakieru wspominałam niedawno, przy okazji nieudanego eksperymentu z zielenią od Wibo. Pachnący lakier My Secret jest o niebo lepszy !
Sam kolor jest bardzo fajny, energetyczny, żywy ale nie jaskrawy. Aplikacja bezproblemowa, już 2 warstwy ładnie kryją. Lakier nie należy do najszybciej schnących, ale za to zapach, który czuć już w czasie malowania, podczas wysychania jest najmocniejszy. Jest to kwaskowaty owocowy aromat, ale raczej nie przypomina zapachu kiwi.
Za to kolor tak ! Dzięki zawartości tych malutkich czarnych drobinek ( nie jest to brokat, właściwie nie wiem jak je nazwać :) lakier rzeczywiście wygląda jak kiwi. Szkoda tylko, że czarnych punkcików nie ma więcej w emalii, widać je na paznokciach tylko z bardzo bliska. Efekt jest jednak niebanalny, bardzo mi się podoba.
Myślałam, że przez te czarne drobinki lakier może być trudny do zmycia - nic podobnego, usuwa się jak zwykły kremowy lakier. Drobiny nie tworzą też chropowatej warstwy na paznokciu, ładnie wtapiają się w warstwy lakieru.
Wg obietnic producenta "Kiwi" ma pachnieć podczas wysychania, w rzeczywistości zapach utrzymuje się dużo dłużej. Stopniowo słabnie, ale jeszcze na drugi dzień jest delikatnie wyczuwalny.
Lakier kupiłam za 8 zł w Drogerii Natura i coś mi się wydaje, że wrócę po więcej. Szkoda, że pachnących lakierów My Secret nie ma w większej gamie kolorów, 4 to stanowczo za mało :)
środa, 10 lipca 2013
Avon, Skin So Soft - Żel nawilżający z olejkiem z mięty
Mam ten żel-balsam dopiero od niecałego tygodnia, ale już mogę powiedzieć z ręką na sercu, ze jest świetny. Idealny nawilżacz na lato, dlatego ten post pojawia się po tak krótkim okresie testowania - Avon ma w zwyczaju często wycofywać produkty, więc może i ten żel niedługo zniknąć.
Ale do rzeczy.
Żel zamknięty jest w wygodnej, wyprofilowanej butelce z płasko zakończoną zatyczką, co pozwoli na postawienie opakowania na zakrętce, gdy produkt będzie już się kończył. Co nota bene nie nastąpi szybko, bo żel jest bardzo wydajny. Taka duża kropla, jaka prezentuję na zdjęciu poniżej, wystarczy do nawilżenia obu łydek ( średnio dużych :).
Balsam o konsystencji gęstego żelu i z dodatkiem olejku z mięty to bardzo fajne smarowidło do ciała na upalne dni. Gdy jest tak duszno, że niektórzy już po wyjściu spod prysznica zaczynają się pocić, nakładanie na ciało ciężkiego balsamu to nic przyjemnego. Miętowy żel natomiast szybciutko się wchłania, nic a nic się nie klei i nawilża na długo. Czy raczej pozostawia uczucie nawilżenia, bo w składzie poza gliceryną ciężko dopatrzeć się jakiegoś nawilżacza, większość wartościowych substancji jest wymieniona po perfumach, jest ich więc malutko w produkcie. Mimo takiego nieciekawego składu żel naprawdę zostawia gładka i miłą w dotyku skórę. Jednak w chłodne dni albo u posiadaczek suchej skóry może się nie sprawdzić.
Zamawiając żel sugerowałam się olejkiem miętowym , miałam nadzieję na mocny świeży zapach i efekt chłodzenia. Zapach jest bardzo delikatny, świeży, ale słabo wyczuwalny ( i na pewno nie miętowy), efekt chłodzenia też znikomy, ale... Wczoraj godzinę przed użyciem schowałam balsam do lodówki i to było to ! Chłodny żel jeszcze przyjemniej rozprowadza się na skórze i odświeża.
Za 250 ml żelu nawilżającego zapłaciłam w promocji 9 zł, cena regularna to 18 zł.
wtorek, 9 lipca 2013
Revlon - Lip Butter 090 Sweet Tart
Mój ulubieniec makijażowy na upalne dni - masełko do ust Revlon w pięknym kolorze Sweet Tart.
Masełko w formie sztyftu ( szminki ) zamknięte jest w uroczym, kolorowym opakowaniu. Bardzo podoba mi się wzór kratki na przezroczystej zatyczce. Sama zawartość jest jeszcze fajniejsza ;)
Masełko lubię za kolor i nawilżenie, nawet nałożone na "gołe", czyli nie pokryte wcześniej balsamem usta, nie podkreśla suchych skórek. Wygląda i zachowuje się bardziej jak koloryzujący balsam nawilżający niż jak szminka. Jak widać na zdjęciu poniżej, kolor można stopniować nakładając jedną lub kilka warstw.
Smaku ani zapachu nie wyczuwam ( a szkoda, mogłoby pachnieć owocami...).
Kolor Sweet Tart to ten sam , który prezentowała Emma Stone na plakatach reklamujących masełko. Spodobał mi się na tyle, że kiedy tylko wypatrzyłam promocję na ten produkt, kupiłam właśnie ten kolor, żywy, wręcz jaskrawy odcień różu. Na ustach lubię go w wersji nieco przejrzystej, nakładam jedną warstwę. Pięknie ożywia twarz, szczególnie w gorące dni, gdy nie chce mi się nakładać pełnego makijażu, wystarczy tusz do rzęs, róż i to masełko na ustach.
Uwaga - w gorące dni fajnie nosi się je na ustach, ale nie w torebce - topi się :(
Cena masełka jest wysoka ( 39 zł ), uważam jednak, że warto je kupić, kiedy jest w promocji.
Masełko w formie sztyftu ( szminki ) zamknięte jest w uroczym, kolorowym opakowaniu. Bardzo podoba mi się wzór kratki na przezroczystej zatyczce. Sama zawartość jest jeszcze fajniejsza ;)
Masełko lubię za kolor i nawilżenie, nawet nałożone na "gołe", czyli nie pokryte wcześniej balsamem usta, nie podkreśla suchych skórek. Wygląda i zachowuje się bardziej jak koloryzujący balsam nawilżający niż jak szminka. Jak widać na zdjęciu poniżej, kolor można stopniować nakładając jedną lub kilka warstw.
Smaku ani zapachu nie wyczuwam ( a szkoda, mogłoby pachnieć owocami...).
Kolor Sweet Tart to ten sam , który prezentowała Emma Stone na plakatach reklamujących masełko. Spodobał mi się na tyle, że kiedy tylko wypatrzyłam promocję na ten produkt, kupiłam właśnie ten kolor, żywy, wręcz jaskrawy odcień różu. Na ustach lubię go w wersji nieco przejrzystej, nakładam jedną warstwę. Pięknie ożywia twarz, szczególnie w gorące dni, gdy nie chce mi się nakładać pełnego makijażu, wystarczy tusz do rzęs, róż i to masełko na ustach.
Uwaga - w gorące dni fajnie nosi się je na ustach, ale nie w torebce - topi się :(
Cena masełka jest wysoka ( 39 zł ), uważam jednak, że warto je kupić, kiedy jest w promocji.
niedziela, 7 lipca 2013
Wibo - Express Growth 484 + róż
Od jakiegoś czasu miałam ochotę na neonowy ( ale niezbyt oczoje*** ) zielony lakier do paznokci.
Kiedy zobaczyłam w drogerii lakier Wibo, wydawał się idealny. Złudzenia... Nie nałożyłam go na wszystkie paznokcie, bo już podczas malowania pierwszej warstwy widziałam, że efekt będzie inny niż oczekiwałalm :(
Lakier w buteleczce wygląda bardzo ładnie, na paznokciach już niestety nie. Nałożyłam 4 warstwy, żeby uzyskać jakieś w miarę ładne ( ale jeszcze nie pełne ) krycie. Lakier ma dziwną konsystencję, jest jakby wodnisty, kojarzy mi się z sokiem owocowym :)
Schnie wolno, więc na zdjęciach widać jakich uszczerbków doznały moje paznokcie między nakładaniem kolejnych warstw.
Kolor 484 niestety w ogóle mi się nie podoba na moich dłoniach, neonem na pewno nie jest, w zależności od oświetlenia bardziej kojarzy mi się ze Shrekiem albo rezultatem zatrucia :/ Gdyby nie dodatek różu ( "Ultimate pink" Essence, kolor jest dostępny w aktualnej kolekcji w nowej buteleczce ) zielone Wibo byłoby nie do zniesienia na paznokciach.
O trwałości znowu się nie wypowiem, bo zmyłam to mani po 1 dniu.
Lakier znalazł już nowy dom, a ja znalazłam nowy zielony "owocowy" lakier _ "Kiwi" z pachnącej serii My Secret. Zauroczyły mnie zatopione w nim czarne drobinki, przez nie lakier naprawdę kojarzy się z kiwi. Swatche już niedługo :)
piątek, 5 lipca 2013
Książka : Ewa Ostrowska - "Owoc żywota twego"
Lubimyczytac.pl |
Na książkę Ewy Ostrowskiej natrafiłam przypadkiem, przekopując biblioteczne półki w poszukiwaniu czegoś, czego jeszcze nie czytałam. Rozpoczęłam lekturę wieczorem i przepadłam.
Dawno nie miałam w ręku tak mocno poruszającej książki. Nie da się jej czytać bez emocji, nie da się jej czytać jednym ciągiem, bo zbyt boli, zbyt mocno dotyka. Zmusza do refleksji, nie da się "Owocu..." przeczytać beznamiętnie i przejść nad nim do porządku dziennego.
"Owoc żywota twego" to historia Katarzyny, poniewieranej i nic nie znaczącej córki Głupiej Kazieczki, wioskowej wywłoki, która dzięki zrządzeniu losu, morderczo ciężkiej pracy, a właściwie harówce i kilku podarunkom staje się jedną z bogatszych i poważanych gospodyń Zasławia. Jest to jednak głównie opowieść o nienawiści, okrucieństwie, ludzkim upodleniu i zezwierzęceniu przedstawionym tak realistycznie i surowo, że chwilami trzeba przerywać lekturę, o życiu na wsi, gdzie rzadko kto wyciąga pomocną dłoń do słabszych, a silniejszym grozi podpalenie, okradzenie lub inne nieszczęście.
Już na samym początku poznajemy finał losów Katarzyny Małomównej, przez co opowieść o jej przemianie staje się jeszcze ciekawsza. Katarzyna to kobieta niezmiernie silna, budująca swe bogactwo od zera, żyjąca tylko dla syna, "owocu swego żywota". Wydawałoby się , że bohaterka wszystkie uczucia przelała na dziecko - wciąż nazywane "synu, serce moje", a jednak... Jest jeszcze Prezes, "dawniej po prostu Kubiak", ciężko doświadczony przez los i sąsiadów, postać równie fascynująca, bo jako jedyna w całym Zasławiu wierząca, że "ludzie nie są z natury źli, a jedynie nieszczęśliwi". Prezes, którego słowa "Kocham żonę, Katarzyno" bolą Małomówną całe życie, jest prawdopodobnie jedynym, który mógłby ja zmienić, uszczęśliwić.
Jest w powieści wiele postaci, których było mi autentycznie żal, jak np. Jackowiak, który kiedyś jako jedyny pomógł Katarzynie, a po latach zamarzł pod jej płotem w Wigilię, nie wpuściła do swego pięknego domu zarośniętego pijaczka, bo "pchał się w zaśnieżonych gumiakach do pokoju z telewizją"... Jest Romanka, wyśmiewana i nazywana "jałową krową" kobieta, która bardzo cierpi z powodu swej bezpłodności. Jest wreszcie przerażająca Goździcka, z różańcem w dłoni modląca się o wszystko co najgorsze dla sąsiada, który ma więcej krów, hektarów, czegokolwiek.
Ostrowska po mistrzowsku opisała mechanizm powstawania i rozprzestrzeniania się plotki wśród wiejskiej, ograniczonej i zabobonnej społeczności i jej destrukcyjnego wpływu na ludzkie losy - doskonały przykład to
losy Leokadii Lewickiej. Urodziła słabowite, białowłose dziecko o zaczerwienionych oczkach (prawdopodobnie albinosa). Od czyjejś drwiny, że widocznie w ciąży zapatrzyła się w świnię, do posądzenia kobiety o sodomię, był krótka droga, zakończona tragicznie samobójstwem Lewickiej.
Podobnych ( i jeszcze mocniejszych, bardziej okrutnych ) przykładów jest w książce mnóstwo.Wiejskie życie opisane przez Reymonta w "Chłopach" to sielanka w porównaniu z historią opowiedziana przez Ostrowską. Jeśli miałabym "Owoc żywota twego" porównać do innej książki, mógłby to być jedynie "Malowany ptak" Kosińskiego. Każda strona ocieka ludzką chciwością, zachłannością, nienawiścią. Ostrowska pisze bez zbędnych ( czyli żadnych ) sentymentów, prostym, soczystym językiem. Większość powieści jest skonstruowana w formie "strumienia świadomości" Katarzyny, co niektórym może utrudniać lekturę, jednak tak zabieg czyni opowiadaną historię bardziej realną, autentyczną.
Ciężko to opisać, trzeba "Owoc..." po prostu przeczytać.
Polecam wszystkim o mocnych nerwach.
wtorek, 2 lipca 2013
Essie - Mint Candy Apple
Mint Candy Apple to chyba najpopularniejszy lakier do paznokci w blogosferze. Swatchy tego odcienia znajdziemy w internecie całe mnóstwo. Jednak tak bardzo i od tak dawna chciałam go mieć, że muszę Wam pokazać jedno z moich spełnionych marzeń. Może na moich paznokciach prezentuje się wyjątkowo, a co :)
Kolor jest wspaniały, idealny jasny niebieski z nutką zieleni, którą u mnie widać tylko w ciepłym oświetleniu ( ostatnie zdjęcie ). Tego lata uwielbiam nosić na paznokciach pastele, a Mint Candy Apple został w tej kategorii niekwestionowanym ulubieńcem.
Trwałość, jak to z Essie zwykle bywa, wspaniała - MCA podobał mi się tak bardzo, że nosiłam go 4 (!) dni na paznokciach i cały czas wyglądał pięknie, oczywiście pokryty top coat'em.Troszkę starł się na końcówkach, ale przy tak jasnym odcieniu nie było to mocno widoczne. Essie wytrzymałby dłużej, ale w kolejce czekają kolejne lakiery do wypróbowania :)
Jedyne zastrzeżenie mam do konsystencji - lakier jest jakby "kredowy" i ciężko się rozprowadza, musiałam nałożyć 3 warstwy, ale na szczęście szybko zasycha.
Na zdjęciach wygląda to trochę tak, jakby Essie podkreślał zaczerwienienia na dłoniach, na szczęście w rzeczywistości nie wygląda tak źle. Powiedziałabym, że nawet całkiem dobrze jak na moje blade łapki :)
Mam starszą wersję Essie - 15 ml z cienkim pędzelkiem ( osobiście wolałabym taką pojemność, ale z grubszym pędzelkiem :). Kupiony za 25 zł na Allegro.
Jeden z lepszych zakupów tego lata, jeśli nie roku !
I jak Wam się podoba ?
Subskrybuj:
Posty (Atom)